poniedziałek, 19 października 2009


Coś mi nie idzie regularne pisanie postów:/ troche dupa.
Postaram sie poprawić...

W ostatni weekend byłem z Wes-em(a niech mu tam napisze o nim później więcej) Kwema(dziewczyna z Trynidad ów i Tobago) Adamem (przyjaciel Wesa) i Amerykanka(ze względu na to że jest mało ważna nie podam jej imienia - bo co:D) pojechaliśmy do Morgantown . Jest to miasto niewiele mniejsze od Huntington i siedziba głównej konkurencji MU - WVU (West Virginia Uniwersity). A to tu nadmienię że w rankingach mój kochany MU jest wyżej :D

Wycieczkę rozpoczęliśmy o 9.00 (udało mi się zasnąć o 4.30 wiec byłem ledwo żywy w podróży).
W drodze trochę podgalaliśmy i pośmialiśmy, a zjedliśmy zdrowe śniadanie w Mc Donaldzie(nawet chyba nie było naprawdę niezdrowe). Na miejsce dotarliśmy o 12.00 - naszą bazą wypadową był apartament siostry Wesa(Cassi - czadowa laseczka - będzie o niej później). Głównym powodem naszej wizyty był mecz pomiędzy MU a WVU. Nasza drużyna zwykle przegrywa (i tym razem tak się stało). nie weszliśmy na stadion - początek gry śledziliśmy z przed stadionu - Amerykanie zawsze grillują przed meczem - stadion i parking wyglądał jak Jarmark Europa - stary dobry Dziesięciolecia) Istny tłum ludzi. W USA tak jak w Polsce obowiązuje zakaz spożywania napojów alkoholowych w miejscach publicznych - różnica jest taka że tam to prawo jest egzekwowane. Wyjątek stanowią okolice stadionu w dniu rozgrywek. Stąd tradycja picia przed meczami i w trakcie - nawet jak ktoś nie wchodzi na teren stadionu. Ponieważ było nie miłosiernie zimno wróciliśmy do domu Cass i mecz podziwialiśmy w telewizji. Po obiedzie na mieście - wywędrowaliśmy na klubową ulice Morgantown. I tu mała dygresja odnośnie topografii miasta. Huntington posiada standardowe proste ulice (pionowe Avenue i poziome street). Campus miesci sie piec minut drogi od centrum - generalnie wszędzie jest blisko. W mieście WVU które jest zbudowane na pagórkach topografia chociaż moim zdaniem ładniejsza jest niepodważalnie mnije praktyczna - przemieszczanie się z jednego końca na drugi koniec miasta zajmuje sporo czasu(pomimo dobrej komunikacji miejskiej - z tramwajem automatycznym na czele). Ciekawa jest natomist ulica "klubowa" znajduje się przy niej mnóstwo klubów barów pubów i innych przybytków wszelkiej rozkoszy;) Fajne jest to że przez tak duża koncentracje ulica wygląda jak nasz nowy świat a do tego żyje nocą (tej nocy żyła do przynajmniej 4). Do klubu poszliśmy zasadniczo we trojkę(Kwema doszła później) - Wes, Adam i Ja. Dawno się tak nie wybawiłem - Wes nad wyrywanie panienek przedkłada szaleństwo na parkiecie (wygłupianie się:) . Dla mnie BOMBA!! - Będę dobrze wspominał ta wycieczkę. Do domu wróciliśmy po 6h snu.

Persona dramatu:
Wes - ponieważ tutaj jest z pewnością najbliższa mi osobą (a przyokazji spędzam z nim sporo czasu) napisze o nim troche. Generalnie to poznałem kolesia przez Reachel (znajoma Amerykanka) - z w trakcie imprezy kiedy była pijana przedstawiała nas sobie 2 razy - za każdym razem mówiąc że ma poczucie że się dogadamy. I w sumie to miała rację - chodziym 3 razy w tygodniu na siłkę i basen do tego dochodzą zakupy itp. A od teraz i imprezy. Generalnie to uważam że gościu jest czadowy. Z charakteru przypomina trochę Mnie (podobne wartości, styl bycia - typ niespinający się) trochę Piotrka Socjusza(raczej nie jest gadułą - ale to typ super przyjaciela) - piękna definicja od future psychologa. A dodam że jest niezłym playboyem .Wes wyróżnia się na tle amerykanów - jest dużym indywidualistą - np. słucha techno - bo tu nikt go nie słucha, ma dłuższe włosy - tu też to rzadkie. Ubiera sie zdecydowanie po europejsku (tzn. dobrze - i wyróżniająco) i wygląda jak model (nawet jako facet jestem wstanie stwierdzić że jest mega przystojny) - generalnie mam nadziej że zostanie moim przyjacielem. (w Polskim rozumieniu tego słowa) - a więcej mi się nie chce o nim pisać
z kolei jego siostra - sądząc po bracie można by sie spodziewac szczuplutkiej mega blond laski. a to normlana niespinajaca się naprawde fajna dziewoja.

niedziela, 4 października 2009

Kings Island




Zanim przejdę do właściwego tematu postu kilka ogłoszeń:
-przepraszam za ostatni brak regularności w pisaniu postów! Od tej pory posty będę zamieszczał dwa razy w tygodniu w niedziele i środę wieczorem co oznacza odpowiednio że możecie się ich spodziewać w pn i czw rano :)
-zmiana jest możliwa dzięki temu że mam własnego laptop - do pełni szczęścia potrzeba mi teraz tylko aparatu.


W tą sobotę wybraliśmy się na wycieczkę do King Island - parku rozrywki znajdującego się koło Cincinnati (3h jazdy samochodem). Szczęśliwym zbiegiem okoliczności były to też urodziny Agat(jednej z Polek uczestniczących ze mną w programie Atlantis).

Podróż po nieprzespanej nocy. (imprezowaliśmy w piątek do4.00) miała rozpoczać sie o 9.00 z powodu kłopotów z wypożyczeniem samochodu udało nam się wyjechać o 11.45. Po przerwie na zdrowe jedzenie (Mc Donald) dotarliśmy do celu o godzinie 15.00.

Była to moja druga wizyta w tego typu parku w moim życiu - ztąd przeżycia mam naprawdę duże. Do tego tamten park nie mial pożądnych kolejek

Pierwszą atrakcją na jaką się zdecydowaliśmy była Drop tower.
Jest to najwyższy na świecie obiekt tego typu. Cała zabawa polega na podjeździe na wysokość 26 pieter(!!!) i swobodnym spadku z tej wysokości. Powiem że najgorszym momentem jest podjazd po górę. W połowię wysokości spojrzałem najpierw w dół i myślę - ale już jesteśmy naprawdę wysoko. I potem do góry - ale jeszcze daleko. Potem tylko żołądek w gardle i koniec przejażdżki :) - super sprawa!!

Następnie udaliśmy się na Invertigo.
Udało nam się dostać na miejsca na początku wagoniku. Cała zabawa z tą kolejką polega na tym że najpierw jedzie się w jedna stronę a potem dokładnie ta samą drogą się wraca - ponieważ jazda jest dosyć szybka i nie siedzi się tylko bardzie wisi w wagoniku uważam że jest to dosyć fajne przeżycie.

Nest - The racer.
To stary drewniany rollercoaster który odbył już blisko 90 milionów jazd(!!!). Przejazd bardzo sympatyczny w rytmie naszych okrzyków "We are - Marshall". Chociaż powolny i bez większych bajerów to dzięki temu że drewniany - rzucanie na boki robiło wrażenie (jak ostatni osioł założyłem okulary na ta przejażdżkę - złapałem je w locie:D - kiedy spadały mi z nosa)

Next - Flight of fear.
Kolejka znajduje się w zamkniętym budynku. Cała zabawa w niej polega na naprawdę dużym przyspieszeniu i ciekawych zakrętach w środku budynku. Niestety z powodu właśnie owych zakrętów dziś boli mnie szyja :)

Next - Vortex.
Moim zdaniem to standardowy fajny rollercoaster - dużo pętli dużo spadków - naprawdę fajna zabawa!! - chyba jeden z moich ulubionych - też ze względu na to że kolejka idzie w nim niezwykle szybko!

NEXT (Gwiazda wieczoru) Diamondback.
Jest to największy rollercoaster w parku Kings Island. Na mnie naprawdę robił wrażenie - przede wszystkim przez spadek którym rozpoczyna się cała jazda. Oprócz tego wagoniki są skonstruowane w taki sposób że siedzi się przypiętym jakby do krzesła - nie ma się poczucia bezpieczeństwa które dają zamknięte wagoniki (np w Vortexie). Nie powiem na tym się bałem. Ale ubaw był niesamowity!

Last - The Beast.
Moim zdaniem to On jest prawdziwym królem Kings Island. jest to najdłuższy drewniany rollercoaster na świecie. Do tego z powodu zbliżającego się Halloween byl cały zaciemniony. Przejaszczka nie zapomniana. Całości jest drewniana więc konstrukcja mocno się trzęsła. Wjazd do tunelu w środku krzyki. SUPER!! - nie mogłem się tym jednak w pełni cieszyć - byłem totalnie padnięty. Mimo wszystko bardzo ciesze się z ostatniej jazdy!

Park w fajny sposób przygotowuje się do Halloween - Zgaszone światła aktorzy na uliczkach. generatory dymu Armada podświetlanych dekoracji. Całości wygląda naprawę ciekawie i klimatycznie (po zmroku za dnia jest raczej kiczowate).

Oprócz mnóstwa wrażeń udało Mi się zacieśnić więzy z kilkoma osobami z czego ciesze się równie mocno.

Na górze ja z dwoma pięknymi niewiastami (zdjęcie autorstwa Asi P.)
Na dole Diamonback - w całej okazałości (kosztował 22 miliony $)

ps
uważam że to wielka kicha że w Polsce nie ma żadnego parku tego typu :(

ps2
dla ciekawskich ceny:
bilet do parku 29,99$ Wypożyczenie samochodów + bęzyna = 20$
W sumie 50$ - 150zł :)

poniedziałek, 21 września 2009

RAFTING!!!

Od ostatniego postu duzo sie wydarzylo. Ale nie bede o wszystkim pisal - mam do napisania prace na socjologie srodowisk LGBT(Lesbian, Gay, Bisexual, Transexual) wiec mam malo czasu.

Co to jest rafting wedlug wikipedi klinij TUTAJ.

Odrazu powiem ze trasa na ktorej bylismy jest nieporownanie trudniejsza niz splyw dunajcem:)
Stopien trudnosci wachal sie od 1-5 wiekszoac "ciekawych miejsc" byla okolo 4stopnia (maksymalna skala trudnosci to 6). Bylo rewelacyjnie. plynalem w pontonie z Dr. Wayattem jego zona Barbra wegirkami - Marta Weronika i Barbi oraz z jakims doktornatem z psychologii na MU. Naszym przwoznikiem(kapitanem pontonu) byl Rick - czadowy 21 latek. Generlanie w trakcie calej zabawy panowala swietna atmosfera - nawet kiedy nie dzialo sie nic ciekawego umilalismy sobie czas opowidaniem dowcipow lub wymiana pogladow:)

Sport polega na splywaniu pontonem w dol rzeki po roznych wodospadach i bystrych miejscach. Woda pryska wszedzie do okola i istnieje spore prawdopodobienstwo ze ktos wypadnie z pontonu (dla tego obowiazkowe sa helmy). Przed kazdym trudnym momentem kapitan informowal nas co postramy sie zrobic i gdzie nalezy plynac jesli wypadniem z pontonu - tak aby uniknac kamieni itp. Od pierwszego momentu bylem caly mokry (siedzialem na przedzie) - a do przerwy mokry byl caly zespol :) Przyblismy do brzegu gdzie urzadzono nam lunch:) Kupa dobrego jedzenia i picia - amerykanie sa mistrzem jedzenia w plenerze! Po przerwie przeplnelismy jeszcze kilka trudnych miejsc az dotarlismy pod naprawde robiacy wrazenie most o ktorym juz pisalem (New Riwer Birdge:) Jest prawie tak wysoki jak wierza eifla:) i kilka razy wyzszy niz statula wolnosci :)
Po moscie zatrzymalismy sie kolo nadbrzeznej skaly o wysokosci ponad 5metrow:) a z niej skakalismy do wody! To bylo cos - pierwszy raz mialem mozliwsc zrobienia czegos takiego:) nie byla tak wysoko jak na filamch ale ja i tak jestem z siebie dumny:) Dzieki temu ze skakalem jako pierwszy udalo mi sie podplynac pod prad(wlasciwie to przeszarpac sie przy skale) i skoczyc drugi raz.

Posumowujac dzieki wspanialej atmosferze, dzieki nowemu doswiadczeniu jestem naprawde bardzo zadowolony!! - warto bylo wydac w sumie 120$

Nastepny Waszyngkotn lub Las Vegas :)

ps
Zamieszcze zdjecia z raftingu jak tylko je dostane :)

środa, 16 września 2009

Gregory House MD



Poniższy post jest dedykowany Gregory Housowi lekarzowi który z sercem i poświęceniem ratuje życie pacjentą stanu New Jersey.

A tak serio to Tatrzańskim oglądaczą bohaterskiego medyka;)

Wczorajszy wieczór zaczął się naprawdę dobrze po dwóch godzinach walki z on-line helpdeskiem dell udalo mi sie wybrać i zamówić laptopa :) Bedzie czadowo dobry. Wadą jak zwykle okazał się mój bank i czas oczekiwania na przesyłkę(tak to już wygląda jak chce się mieć transport za darmo).


Po udanych zakupach wracałem sobie do domu. A tu nagle na mojej drodze stanął (właściwie sie polożył) krawężnik. wszystko było ok dopki nie próbowałem z niego zejśc wtedy się stało. Niczego się nie spodziewajac polożyłem nogę bokiem:( I bach na ziemię i czuje wielki ból) w dotarciu do apartamentu pomogła mi miła amerykanka(moja sasiadka która właśnie wracała do domu). W domu padłem na kanape i powiedziałem dziewczyną że dzwonimy po jakiś znajomych żeby mnie zawiezli do szpitala. Padło w efekcie na Bintu(to wysoka murzynka z Mali-ma chyba z 190cm). PO 10 minutach moja noga zdążyła opuchnac a Bożena(to moje polskie imię dla Bintu) podejcachć po mnie. Razem z Asia pojechalismy na izbę przyjać Cabell Huntington Hospital. W izbie przyjec byłó raczej dużo osób, cześc z maseczkami na ustach(jest zaleceni że jesli ktoś ma gorączke i kaszel ma je ubrac jak tylko wejdzie do szpitala). Na rejestracje czekialiśmy jakieś 10min.Odrazu przy rejestracji zmierzono mi puls cisnienie i temperature. Potem po jakis 30 min wzięto mnie na zdjecie rendgenowskie. Potem czekaliśmy około 40min w "moim" pokoju badań z włączonym telewizorem(lecieli Simpsonowie). Następnie wszedł na 3 min lekarz powiedział co mi jest i przekazał reszte sprawy pielęgniarce. Na zakończenie dostałem mały plik z opisem skręcenia nogi: co powinienem brać, czego nie, co to jest skręcenie itp. oraz zwolnienie ze szkoły na jeden dzień (to ważne bo dziś mam pierwszy egzamin a przez całą "jazde ze szpitalem" nie miałem kiedy sie uczyć)na wynos zaopatrzono mnie oprucz duzej ilosci wyjaśnień i usmiechów w bandaże i leki.

Na dole postu zamieszczam zdjecie szpitala w tym przypadku zdjecie elewacji mowi o wystroju w środku. Na zakonczenie "szpitalnej jazdy" dodam że gdybym nie był ubezpieczony to za te 2 godziny i 7 minut z lekarzem(był tez podobno jakiś który zobaczył zdjęcie mojej nogi i powiedział że nie jest złamana) zapłaciłbym 600-700$ - nie dziwie się ze chca zrobic reformę. Ale o reformie innym razem.


Noc upłyneła mi raczej dobrze (dostałem końską dawke ibuprofenu - 800mg). Nad ranem noga mnie bolała - ale taka karma. Ciesze się ze nie poszedłem na egzamin z bolaca nogą:)


W tą niedziele jedziemy na rafting :) Poniewaz macha sie tam wioslami a nie nogami zdecydowalem że pojadę:). Na uspokojenie - Mamo;)dodam że Wayatt porzyczy mi stabilizator - zeby wszystko było ok na 100%.


Niestety skręcenie oznacza równierz tydzień bez silowni(zobaczymy czy tyle wytrzymam).

czwartek, 10 września 2009

jedzenie

Zaczne od serdecznych gratulacji dla DAMIANA - na czerwono - co mu bede szczedzil!
Dla niewiedzacych chodzi o zdany egzamin z wolskiego :)

Pomyslalem ze opisze wszystkim troskliwym(moja Mamusia) i ciekawskim(moja wspolnota) co tutaj jem.

Sniadanie:
Na ogol zaczynam dzien od platkow zborzowych z mlekiem oraz od bananka. Czasem jem jajecznice z pomidorami lub zwykle kanapki z serem i z indykiem.
Obiad/lunch:
Wiec kraju McDonalda nie udalo sie mnie do konca przelamac. Obiad jest caly czas moim glownym posilkiem. [Amerykanie jedza zwykle spore sniadanie maly lunch i ogromna kolacje]. Co prawda nie jem go w porze lunchu tylko zwykle ok 16-17. Jestem fanem piersi z kurczaka ktora na ogol jem z ryzem lub makaronem i jakimis wazywami. Generlanie biust gdakajacych przyjaciol jest moim powszednim daniem w tym kraju. Poniewasz podczas ostatnich zakupow stwierdzilem ze mam dosyc tego przysmaku postanowiem kupic stek. Stek....nie powiem piekl sie chyba z 5 razy dluzej niz stary dobry kurczak - ale za to bylo rownie(mam nadzieje)pozywny i smakowal zupelnie inaczej. Do tego makaron z sosem pomidorowo czosnkowym - wlasnego przepisu. Tydzien temu odmiana byl losos ze szpinakiem - to dopiero byl wypas:) Trzy dni w tygodniu zamiast jesc w domu udaje sie do Harlesa - pisalem o nim w poprzednich postach(sroda 27.08). Dodam tylko ze poniewasz liczone jest tam wejscie to najadam sie zwykle na caly dzien:)
Kolacja:
Na ogol nie za wielka. Jogurt wzbogacony jakimis owocami (maliny, borowka amerykanska, jablko, bana) - tymi ktore mam w lodowce i wpadna mi w reke. Do tego czekoladowy batonik lub pyszna czekolada na goraco z mlekiem:)

W ciagu dnia czasem pije kawe lub herbate. Dzis odkrylem na campusie miejsce w ktorym moge placic moimi "flex dollars" (musialem je wykupic przy abonamencie) za swierze przeciery owocowe :) - i to wszystko pod szylem StarBucs - bomba :) Mysle ze bede je czesciej odwiedzac.

Na zakonczenie postu dodam ze moje stypendium ciagle do mnie nie dotarlo -co powaznie opuznia moje plany zwiazane z zakupem komputera :(

poniedziałek, 7 września 2009

most


Obiecalem sobie ze napisze tego post dzisiaj - wiec pisze (jest 12.45)



Ten weekend byl pelen wrazen.


W sobote bylismy na meczu fudbolu amerykanskiego - to temat na oddzielny post. O meczu napisze za 2 tygodnie kiedy bede juz po obejzeniu dwoch :) Narazie narobie smaka - bedzie o czym pisac :O




W niedziele pojechalismy na camping (poniewaz w poniedzialek byl tzw. labor day - hamburgerowego ludu swieto pracy:)

Pogoda byla przerazajaca :)
Wszystko zaczelo sie od pochmurnego ale niepadajacego nieba - udalo nam sie rozlozyc namioty i zapalic ognisko:) Zjesc pianke z ogniska i hot-dogi. Pozniej sie zaczelo - deszcz niczym z wiadra z nieba (Reachel : "O My God, God pee on Us").
Nasze namioty nie przetrwaly konfrontacji z ulewa. Po kilku sesjach mafi, kilku piwach, kilku glupich zartach:) Polozylismy sie do spania. wiekszosc osob spala pod dachem "schronu bez scian" na polu namiotowym. Ja wraz z jedna z amerykanek spalem w samochodzie (ona na siedzeniach, Ja w bagazniku) na szczescie byl to duuzy amerykanski samochud terenowy. Noc uplynela mi pod znakiem. Jak wyjsc na siusiu zeby jej nie obudzic :0 (a tak na serio to mialem taki dylemat tylko raz;). Rano w deszczu zwinelismy namioty i pojechalismy zwiedzac:) udalo nam sie zobaczyc (w duzej mgle) slynny(jest na 25 centowce stanu WV) most w West Virgini (moj region) - jest to najwieksza konstrukcja tego typu na swiecie (jest ogromny - skacza z niego ze spadochronow). potem pojechalismy na tradycyjna pizze;)

Calos uplynela w naprawde sielankowo milej atmosferze - naprawde bylo bardzo fajnie i bardzo milo!!

U Gory most w calej okazalosci
U dolu most taki jakim my go widzielismy - we mgle i z naszego punktu widokowego.

Po ogarnieciu sie po powrocie poszlismy do kina na film "Hangover" - Kac. Smieszny owszem ale w mozliwie najgorszym i najglupszym stylu - odradzam.


Zakoncze ustosunkowaniem sie do komentarza odnosnie bledow ktore robie:
1)bo jestem dyslektykiem
2)bo nie mam tu mozliwosci pisania polskich znakow
3)nie mam tu programu ktory by sprawdzal to co pisze
4)nie mam sily na mega dokladne sprawdzanie - wydaje mi sie ze lepij jest jak napisze troche wiecej - nawet z bledami
Nie mniej krytyke uwazm za rozsadna - dziekuje (mam nadzieje ze jak bede mial wlasnego laptopa to uda mi sie poprawic jakosc tego co pisze:)

czwartek, 3 września 2009

ZNALAZLA SIE !!
Powiem szczerze ze kiedy modlilem sie do Sw Antoniego opadlem juz nadzei. Najpierw poszedlem sprawdzic w Searsie - wydawalo mi sie bardziej prawdopodobne ze tam bedzie. Kiedy okazalo sie ze jej tam nie ma dla formalnosci poszedlem do Old Nawy - i tu niespodzianka - czekala na mnie grzecznie w sejfie sklepu :) - kamien spadl mi z serca :)

Do tego nowe zakupy:
2 koszule :) przecenione o 90%
koszulka polo - 90%
i dwa t-shirt - 50%

Naprawde amerykanie maj imponujace przeceny.

Poza tym dzien jak codzien.

post


ZYCIE:

Wczoraj udalo mi sie zdobyc wreszcie telefon komurkowy:) - w ramce obok postu bedzie zamieszczona instrukcja jak wyslac do mnie smsy.

Wczoraj rownierz bylem na zakupach w centrum handlowym. Kupilem calkiem duzo ciuchow: (ponizsza wyliczanko- opisywanka jest dedykowana Marcie P - i tak pewnie musial bym jej to napisac w emailu;)

- jensy lewis - jasne z dziorami lekko po przecierane - lekkie dzwony:D
- jensy Old Nawy - niebieski - szerokie proste
- sweter bordowy
- polo brazowe
- polo w paski niebiesko blekitne
- krotkie spodenki na silke
- krotkie spodenki hawajskie (granatowo-szare)
- krotkie spodnie brazowe materialowe - fajne ;)
- biale halowko-adidasy fila

Uff nie dam sie wyciagnac na wieksze szczegoly....za duzo pisania.

Moze tylko napsze ze znalezienie tu normalnych butow zakrawa na cud. Wiekszosc adidasow krzyczy - jestem adidasem - nosi mnie dres !! -co prawda tutaj nie ma dresow a napewno nie z taka negatywna konotacja jak w Polsce. ale chcialem jednak wybrac cos co bede jeszcze mogl zalozyc po powrocie do Polski - bylo ciezko - nie wiem czy dalem rade ;)

Kolejna niespodzianka byly spodnie. W polsce rurki kompletnie zdominowaly rynek. Takich pieknych lewisow jakie kupilem (lekkie dzwony) nie da sie kupic od dlugiego czasu(za rozsadna cene - ponizej300zl). Nie ma co z ciemniac pewnie przed wyjazdem kupie sobie zapas takich jensow ;)

Mimo wszystko udalo mi sie w dosyc dokladnie schodzic mall(nawet bez wchodzenia do poszczegolnych sklepow) i znalazlem UWAGA "famili christian store" - chrzescijanski EMPIK - tona gier w tematyce z Chrzescijanstwem, gadzetow, kubkow, roznych oprawek na pisma swiete, desk na dzrzwi ("I belive I'm still God") itp. Oczywiscie wszystko w owiele atrakcyjniejszej formie(bardziej komercyjnej) niz to co mozna znalesc w polsce. Mila niespodzianka byly ceny bibli - naprawe nie wysokie (moze dla tego ze nie placi sie wysokiej marzy autorowi:). Jedyna rzecza ktora mnie zasmucila to to ze nie mieli w zapasie zadnego kiesznkowego wydania bibli jerozolimskiej:/ - Pani powiedziala ze jest tu duzo wiecej protestantow niz katolikow i dlatego asortyment jest tak mocno ograniczony.
(u gory zdjecie jakiego takiego sklepu gdzies w USA)
Posumowujac:

Wszystkie ciuchu ktore kupilem nabylem albo w Sersi-e albo w Old Nawy dzis jade tam jeszcze raz. Moze zwiedze jeszcze jakis sklep i kupie sobie cos jeszcze.
I tu powstaje pytanie po co jade tam jeszcze raz?

Niestety wczoraj zgubilem karte kredytowa:( i to w jakis strasznie glupi sposob. Dzis jade zapytac czy ktos jej nie oddal do kasy lub do menegera(nie jestem idiata - dzieki ubezpieczeniu moge ja zastrzec nawet dwa dni po kradzierzy-nic nie ryzykuje).
Jesli jednak sie nie odnajdzie to bede bez karty kredytowej prawdopodobnie przez 3 tygodnie. Dobrze ze mam 2 platnicze - lecz mimo wszystko przysporzy mi to sporo klopotow.

To chyba tyle moze jeszcze przypomne o ankiecie.

ps

dzis mi odwolano jedne zajecia - z tad mam tez czas na pisanie tego posta.

ps2

Damian Rogala odezwij sie do mnie na email.]
Gosia tez :)

sobota, 29 sierpnia 2009

















CENTRUM HANDLOWE (fragment dedykowany Marcie Panasiuk)
Centrum handlowe podobnie jak wiekszosc rzeczy w USA jest podobne do tych Europejskich ktore widzialem a jednoczesnie inne :) - postaram sie skupic na roznicach :D
Poniewasz centurm znajduje sie dosyc daleko od naszego apartamentu(ok10mil) skorzystalismy z uprzejmosci znajomego Tunyzjeczyka ktory nas tam zawiozl i przywiozl z nas tamtad.
Huntington Mall przypomina raczej Janki - otacza go duza ilosc sklepow typu Best Buy(nasz elektroworld) czy sklepow z butami ale sa tez perelki jak ogromny sklep z dekoracjami na imprezy i sluby :o

Wnetrze sklepu raczej przestronne i przez to malo tloczne w porownaniu do np Arkadii.
Roznice widac w samych sklepach, sa duzo mocniej aranzowane niz te w polsce. Czasem mozna zobaczyc caly sklep stylizowany na wiejska rezydencje(wlacznie z wejsciem do sklepu) czy jaskinie. Niektore byly naprawde czadowe. Nawet jesli sklep nie wyroznia sie specjalnie to jego fasada i tak jest duza i kolorowa - mozna powiedziec "mocniejsza" niz jego odopowiednika w Europie.
Jesli chodzi o ceny to sa nizsze (przy kursie dolara do zlotowki3:1) o jakies 20% - kiedy nie ma promocji - np wlasnie teraz:( Innymi slowy bez rewelki. Oczywiscie sa jakies promocje kup 2 to 3 za darmo itp. Ale sa szalenie niejasne - z tego co sie orientowalem nawet dla samych Amerykanow pozaostaja loteria. Zaleta natomiast jest to ze asortyment mocno rozni sie miedzy markami - miedzy sklepami. To daje wiekszy wybor niz u nas. Mozna np kupic DZINSY ktore nie sa rurkami:D
Pomimo tego ze niczego sobie nie kupilem ciesze sie z wyjazd. Nastepnym razem kiedy juz bede znal miejsce poradze sobie lepij z podejmowaniem decyzji.
MSZA SW
Bylem dzisj na mszy sw w Marshall Catholic Newman Center . Ogolnie liturgia wygladala jak na luznej Oazie (tzn tyle moge powiedziec o ogolnym duchu nie o stricte regulach- nie moj kontynent, nie moj kraj- maja napewno inne zasady) W budynku znajduje sie kaplica w ktorej poza msza sw moga odbywac sie inne spotkania i sporo pomnijeszych sal oraz kuchnia. Atmosfera w moim odczuciu byla mocno wspolnotowa (byly piesni ktorych slow nie znalem ale melodie juz tak:D

Mysle ze duzo moge wyniesc z tego miejsca! Zaczoelm sie nawet zastanawiac czy nie jechac z nimi na jesienna przerwe. Chyba ze jednak wybierzemy sie wtedy do Washingtonu:)


Za jedno jednak objade hamburgerowcow po calosci! A co bede im zalowal. nie bylo kleczenia na przeistoczeniu. Wogole nie bylo kleczenia wtrakcie mszy sw. Boje sie ze to dlatego ze niema klecznikow:/ Leniwce parszywe. Nie wiem jak jest naprawde ale na tyle na ile patrze amerykanie sa raczej wygodni.
Tu kilka przykladow:

-brak klekania na mszy sw (juz bylo ale moja bulwera ciagle trwa ;)
-reczniki papierowe w toalecie (dzialaja na fotokomurke - podsuwasz reke wysuwa ci sie odpowiednio dlugi kawalek)
- spieniacze do mydla w lazienkach
-dzrzwi mozna otwierac na ogol przyciskiem(to chyba ku wygodzie osob niepelnosprawnych - ale zdrowi tez z tego korzystaja)
- divethru...tu wszystko moze byc drivethru w samy huntington jest BANK- drivethru Apteka - drivethru i niezliczona ilosc barow i "restauracji" drive thru.
- niekonczace sie alejki z gotowymi produktami w sklepach.
No wiec sa chyba naprawde wygodni...
Zakoncze zdjeciem Catholic Newman Center.

A i szczerymi przeprosinami za nieregularnosc ukazywania sie postow. Obiecuje ze ustale jakis staly grafik wciagu 2 tygodni. Zobacze jak bedzie wygladalo moje "porzycie" z internetem jak bede mial swoj komputer.
ZAPRASZAM DO ANKIETY!

środa, 26 sierpnia 2009


Zaczynam od serdecznych pozdrowien dla Agi:D

A i dla Piotrka S i Agaty B z ktorymi wlasnie rozmawim na chacie przez co post bedzie nieskladny.

Z tego co kilka osob napisalo w komentarzach emailach to czesc osob ma problem z odnalezieniem mojego bloga. Grazynka jak mozesz wyslij linka wspolnocie(za ktora tak tesknie) A i jak ktos chce to oczywisice moze komus polecic mojego bloga np. jako opis na gg (o ile jest wart polecenia)

Zawsze milej sie pisze kiedy jest sie pewnym ze ktos to czyta.

Uczelnia
Od poniedzialku mam pierwsze zajecia na MU.

W poniedzialek :
"psychology of learning"(psychologia uczenia sie) - prowadzi je smieszna okraglutka Pani Doktor jakas tam. Zajecia sa moim zdnaiem ciekawe (mialem je w pn i dzis po1.15h). Jako prace domowe bedziemy uczyli Sniffego(wirtualny szczur) roznych rzeczy. Ciarki szczescia przechodza po moich plecach na mysl o pieszczeniu go elektro wstrzasami . Bomba, do tego duzo dyskusji w trakcie zajec i 3 testy wciagu roku. Mysle ze duzo juz bede umial dzieki pracy w terapi behavioralnej :) - tym bardziej po dzisiejszych zajeciach - babeczka zdecydowanie jest zorientowana behavioralnie.

Wtorek:
"adult development"(rozwoj doroslych) - prowadzi mlody murzyn - asystent profesora. Zajecia beda glownie polegaly na dyskusji i pisaniu przemyslen. do tego 3 testy i jeden esej do napisania wciagu semestru. Gosciu wydaje sie naprawde zangazowany. Co wazne(potem napisze czemu) nie wymaga ksiazki
"abnormal psychology" (psychologia zaburzen) - Prowadzi dr. Wyatt - zajecia wygladaja na takie
na ktorych bedzie najtrudniej. Duzo nauki i niestety wymaga dwuch ksiazek:/
"psychometrics"(psychometria) - prowadzi mloda szczupla(dla odmiany) pani Doktor. Chyba bedzie trudno i ciekawie - mamy stworzyc wlasny test psychologiczny.

Dzisja to samo co w pn.

Odnosnie ksiazek to sa strasznie drogie - szacuje ze na 4 wymagane narazie podreczniki wydam ok200-300$ - fortuna!! i to za uzywane :/

Ogolnie widac ze wtrakcie zajec bedzie duzow wiecej interakcji :) Mysle tez ze poziom nie bedzie niski. prawdopodobnie proste egzamiy nadrobimy duzymi dlugimi pracami domowymi :)

Grupy na zajeciach byly raczje sztywne ale moze sie jeszcze cos rozkreci - sie zobaczy.

Silownia
Oczywisice ze chodze tu na silownie - jak narazie codziennie po ponad 1h:) Jest blisko w kompleksie village on six . Jest tez dosyc dobrze wyposarzona :) Jak kupie sobie adidasy to zaczne chodzic na scianke wspinaczkowa i basen w centrum rekreacynym.

USPOKAJAM WSZYSTKICH - narazie nie tyje strasznie ;)

Jedzenie:
To prosze ja was moj ulubiony temat :D
Generlanie to staram sie unikac crap foodow (gowno zarcia) po pierwsze ani mi to nie smakuje ani napewno nie jest zdrowe. Raczej gotuje sobie obiady (chicken brest - piers z kurczaka - RULES). Na sniadanie jem platki z mlekiem i jogurt. Po powrocie z zajec jakis lekki posilek i silownia a potem obiadek :) Czasem posilki na odwrot. Dzis bylem na stolowce szkolnej ;) - na zdjeciu. Wykupuje sie abonament posilkowy(meal plan). Moj wyglada tak ze za350$ dostaje 50 posilkow i do tego mam 50$ na wydatki w roznych miejscach na terenie kampusu. Stolowka to raczej ogromny bar w stylu szwecki stol. Jest to duze pomieszczenie w ktorym sa rozne stanowiska - ktos robi kanapki, ktos salatki, ktos podaje pizze, ktos inny hamburgery, owoce, generlanie podchodz sie i prosi o nalozenie danego produktu -poniewaz placi sie za wejscie to mozna zjesc ile sie chce :D - dla tego te 6$ to calkiem moim zdaniem przystepna cena. Mile jest tez to ze zawsze mozna sobie wybrac skladniki np: kanapki lub saltki. Mam zamiar jesc w tym miejscu 3 razy w tygodniu. Sa tez inne miejsca ktore mozna wybrac - konkuruja ze soba o klienta. Pewnie przejde sie tam nastepnym razem.

Zakoncze jeszcze kiepska wiadomoscia - jestem raczje chory wiec czuje sie podle :/
ps
Damian ze zdjeciami bedzie ciezko - najpierw musze kupic sobie komputer pozniej aparta.

poniedziałek, 24 sierpnia 2009



Pomyslalem ze tytulem nidzielnej niespodzianki umiszcze zdjecia z mojego pokoju - zebyscie mogli zobaczyc w jakich strasznych warunkach przyszlo mi zyc ;)





















Ogolnie jestem zadowolony z efektu jaki udalo mi sie osiagnac za zdecydowanie niska kwota jaka chcialem na ten cel przeznaczyc - nie bede rujnowal budrzetu skoro za 10miesiecy pozegnam sie z tym miejscem a do Warszawy prawdopodobnie nie wezme niczego z elementow wystroju.
Poniewaz wczoraj byla niedziele postaram sie opisac wyglad liturgi i wspolnoty parafialnej(na tyle na ile zaobserwowalem w ciagu 2 tygodni).
Tak jak pisalem to zaostalem bardzo pozytywnie zaskoczony naprawde ogromnym podobienstwem do mszy sw w moim kosciele parafialnym. Roznice ktore zucaja sie w oczy to przedewszystkim wieksze zangazowanie swieckich. Spiewy sa prowadzone przez schole(bardziej chor) moim zdaniem na fajnym poziomie a poniewaz kazda lawka ma swoje spiewniki to parafianie wlaczaja sie i spiewa raczej caly kosciol. Kolekta(zbieranie tacy) zjamuja sie nia rownierz ludzie swiecy - 4 milych Panow przechodzi synchronicznie po kazdej stronie 2 rzedow lawek po czym z sypuja pieniadze(glownie czeki w kopertach - niekiedy pospiesznie wypisywane wtrakcie kazania) do jednego worka i zanosza je pod oltarz. Procesja komunijna- jest moim zdniem naprawde zmyslnie zorganizowana. Wszyscy wstaja i zaczynaja podchodzic rzedami od przodu. Keidy ktos przyjmie Pana Jezusa wraca do lawki i kleka. Kiedy juz wszyscy klecza z tych ktorzy przyjeli komunie ksiadz zakoncza obrzed modlitwa. Podczas kazania kaplan nawiazuje dialog z parafianami ktorych jest calkiem duzo. Po procesji wyjscia staje w drzwiach i rzegna wychodzacych z kosciola. Ogolnie mozna zobaczyc ze poniewaz jest to dosyc mala wspolnota(pewnie na msze przychodzi ok500osob)to wszscy sie znaja. Sadzac po ogloszeniach i gazetce parafialnej - zyja po bozemu. To tyle z moich perfidnych ocen.
We wtorek pewnie pojde do spowiedzi - mam nadzieje ze rozwieje sie wtedy moja ostatnia watpliwosc - czemu az tyle osob przystepuje do komuni swietej - czy to tak dobrze, czy raczej wynika to z niskiego poziomu katechezy odnosnie grechu i sakramentu pojednania?
Podsumowujac - urzekla mnie talbliczka nad zakrystia "Well come my friends" .
Dzisiaj wielki dzien - pierwsze zajecia - Psychology of learning. - We will see....




















piątek, 21 sierpnia 2009

Zaczne od serdecznych pozdrowien dla MARTY P. ktorej nie zdaze odpisac dzis na email bo pisze tego posta i Agate B z ktora walasnie czatuje.
Dzisiaj znow bedzie bez polskich znakow - pisze w bibliotece na naprawde pieknym 30' Maku - to nie to co PC-ty te sa jakies takie ladne i przyjazne:)

Przed wczoraj przeprowadzilismy sie z akademika do Village on six. Tu jest naprawde ladnie(po szczegoly kliknij tutaj)
Po dwuch dniach zakupow w Wallmarcie udalo nam sie troche uzadzic i kupic podstawowe rzeczy(tabletki do zmywarki, srodki czystosci, naczynia, meble itp)
Generalnie to z cenami sprawa wygladaja tak (przy kursie1:3) jedzenie hurtowo jest troche tansze niz w polsce. Srodki czystosci podobnie jak papu:) Ale ubrania(kupilem dzis 8 par slipkow markowych za 6$:), meble, elektronika o wiele tansze a i oczywiscie odzywki na silownie tez sa w owiele bardziej korzystnej cenie :D

Przed wczoraj bylismy na imprezie z Tunyzejczykami - bylo bardzo milo - nie tylko sa pomocni i fajni ale tez naprawde madrzy - da sie pogadac. Oprocz tunezow;) byl tez Alehandro - chlopak z meksyku i jego narzeczona- Ester. Ester byla 2 lata temu w raz z pierwsza tura programu atlantis w USA. Poznala wtedy Alehandro jakis czas temu sie zareczyli, poznali swoje rodziny itp. Ta czadowa Wegierka planuje przeprowadzic sie tutaj i rozpoczac drugi kierunek na MU - uwazam ze to naprawde romantyczna para.
Zajecia na imprezie - standart palenie sishy i picie piwa :)

Napisze jeszcze o mojej malej radosci:)
DARMOWE ZARCIE ;)
Wczoraj wieczorem bylismy na kolacji(barbekiu) u Dr Wyatta. Jak juz mowilem lubie go bardzo a od wczoraj lubie tez jego zone - kiedy uslyszala ze chce tu kupic prezent dla Martynki Gasik i Krzyska Wrobla wziela mnie do salonu i zaczela opowiadac co z tutejszych produktow moglo by sie nadawac :) Oprucz tego mielismy mnustwo radosci z basenu i trampoliny :)
Dzis z koleji odbyl sie piknik przywitalny dla studentow z innych karjow (internacional student's) tez darmowe jedzenie i to nawet dobre :D
Jutro jest otwarcie recreation center - tez darmowe zarcie - i jak tu nie lubic MU ??:)

Na koniec chce polecic film muwiacy o historii mojego uniwersytetu (MU)
WE ARE THE MARSHALL - nie tylko pokazuje klimat uczelnie i miasta ale jest tez poprostu dobry:)
tu jest recenzja na filmweb

wtorek, 18 sierpnia 2009


Więc najpierw się pochwalę że z polszczyłem komputer na którym teraz piszę (dodałem mu polskie trzcionki a modzili zainstalowałem język polski) - specjalnie dla was i trochę dla siebie - po rocznej nie obecności za bardzo bym przywykł do pisania bez naszych specyficznych znaków :)

Kolejną dobrą wiadomością jest to że wreszcie dostaliśmy stały dostęp na terenie całego pięknego (naprawdę jest piękny - dech zapiera) kampusu dostęp do internetu - teraz mogę gdziekolwiek usiąść i serfować po internecie :)
Teraz np. piszę z mojego akademika z miejsca oznaczonego czerwona plamą na zdjęciu:) ^^ - to jest tam.

Obiecałem że opisze trochę akademik:

Więc na uniwersytecie marshalla znajduje się 9 akademików. Ja obecnie mieszkam w "Twin Towers East" to ten po prawej:) Jest to akademik głównie przeznaczony dla freshmenów - pierwszo roczniaków do których my jako goście też się zaliczamy. Są tu raczej średnie warunki - dwie osoby w ciasnym i raczej mało ładnym pokoju. Więcej zdjęć możecie zobaczyć TUTAJ. Jak widać meble chociaż stare i raczej brzydkie to są bardzo praktyczne - naprawę jest gdzie się rozpakować. Na każdym piętrze znajdują się dwie łazienki, pralnia i mikrofalówka. nic specjalnego i to z pewnością nie za takie pieniądze, do tego nie wolno tu ani pić ani palić. Mimo to Węgierki które dzisiaj poznaliśmy zdecydowały się na mieszkanie właśnie w tej lokacji.

Co u mnie słychać:

Dzisiaj byliśmy na campus tour z Dr. Wyattem - super gościu. Poznaliśmy resztę uczestników programu Atlantis(Węgierską część) niestety chociaż miłe są to same dziewczyny:/ Strasznie mi szkoda bo przydał by mi się tu jakiś towarzysz (tak pije do słowa Socjusz[ socjusz z łaciny to towarzysz]) z którym mógłbym fajnie spędzać czas, czuje się trochę samotny, mam jednak nadzieje że to się zmieni wraz z poznaniem nowych ludzi podczas zajęć. Jeśli chodzi o samo spotkanie było raczej miło. Wyatt naprawdę jest ekstra gościem, oprowadzając nas po kampusie przedstawiał nas różnemu personelowi szkolnemu z uśmiechem na ustach mówiąc to moi studenci z europy:)
Kampus jest piękny, biblioteka robi ogromne wrażenie. jest naprawdę dużą, nowoczesna, i bardzo wygodna - mnóstwo kanap i foteli na których można sobie usiąść i się po uczyć TUTAJ SĄ ZDJĘCIA. ale moje ulubione jest centrum rekreacji - napisze o nim kiedy indziej:)
No to tyle na dzisiaj - pozdrawiam was serdecznie.
Wiec laptop nr 3 nie dla sie naprawic:/
teraz pisze z biora Dr. Wyatta wiec mam tylko chwile:(
No to pozdrowie was do jutrzejszego wieczora - kiedy sprobuje miec czas zeby cos skrobnac.

niedziela, 16 sierpnia 2009

laptop

Wiec obiecalem ze napisze cos wiecej o akademiku - zrobie to pewnie jutro lub po jutrze.
Teraz napisze co slychac i dla czego nie napisze o akademiku :)

Wiec na nasza rozkoszna wycieczke wzielismy 3 laptopy:

Laptop 1)
Wlasciciel : Marta

Zostal w samolocie z Amsterdamu do Waszyngton
Co smieszne poniwasz rodzice Marty dali jej skurzany futrzny (korzychowy) pokrowiec prawdopodobnie zostal wziety za poduszke - male szanse na odnalezienie

Laptop 2)
Wlasciciel: Asia

Wiec dziala przez pierwsze dni ale potem sie zepsol - kiedy byl pod moja opieka. Po prostu sie nie wlacza :/ - mam zlota reke do komputerow

Laptop 3)
Wlasciciel: Agata

Niechcial sie laczyc w odpowiedni sposob z internetem. Poprosilismy o pomoc znajomego tunyzejczyka ktory wlasnie skonczyl go naprawiac:) Wlasciwie to jego kumpel u ktorego wlasnie siedzimy(korzytam z jego laptopa co tlumaczy brak polskich znakow:]
Ci goscie sa niesamowicie mili - i szalenie uczynni. Naprawde ogromny pluz dla nich

Laptop 4) - ???
Wlasciciel: Michal

Nie wiem czy to madre i odwarzne kupowac sobie komputer przy moim "szczesciu" do sprzetu elektronicznego ;)

Co slychac dzisiejszy dzien minol pod znakiem spania i czytania ksiazek oraz tego milego posiadywania u nowych znajomych. Do ktorego zreszta wracam - bo to nie grzecznie za dlugo sie nie odzywac :)

Co do komentarzy:
Kolory narazie zostaja - potem moze zmienie :)
Lubie Cie Gosiu

piątek, 14 sierpnia 2009

OGROMNE



OGROMNE.

Generalnie Tym co rzuca się w oczy po wjechaniu do ojczyzny hamburgera (właśnie skończyłem jeść cheeseburgera w Burger kingu) jest rozmiar rzeczy którymi otaczają się Amerykanie - wszystko jest ogromne: samochody, domy, porcje jedzenia w fast food, meble itp. (tzn. większe niż w Europie [nowe okrycie z wyjazdu - Europejczycy mają umiar])Kolejną cechą którą moim zdaniem charakteryzuje przedmioty które można tu spotkać jest praktyczność, czasami nawet przechodząca w moim zdaniem rozpieszczające lenistwo względem użytkowników. W ciągu najbliższych dni postaram się opisać pojedynczo kilka takich ciekawych "przedmiotów" które zdążyłem tu spotkać :)

SAMOCHODY

Ponieważ nasz samolot był zawsze śnie o 45min to musieliśmy chwile poczekać na nasz "komitet powitalny". W tym czasie stwierdziłem że zwiedzę przy lotniskowy parking. Od razu dostrzegłem pierwszą różnicę - samochody. Poza tym że nie da się tu spotkać wiodących marek widocznych na naszych ulicach - Fiat, Citroen, Skoda, Peugeot, Opel, Volkswagen (miłym wyjątkiem są nowiutkie "garbusy"). Zastępują je Chryslery, Dodge, Pontiacowi itp. Pojazdy które dzielimy z "przyjaciółmi z za oceanu" to Toyoty, Hondy(tzw. "tanie samochody") oraz BMW i Mercedesy oczywiście obecne są w swoich największych i najdroższych wersjach. Jednak jeśli chodzi o samochody zdecydowanymi królami są wszechobecne Pickup-y (zdjęcie ściągnąłem z netu - nie mam za dobrego dostępu do aparatu). Są przeróżnych rozmiarów na ogół naprawdę wielkie. Oprócz tego widać sporo samochodów terenowych i sportowych( Mustangi :D Ogólnie tworzą krajobraz jak z filmu - zupełnie inaczej niż w Europie.


Skoro się pytacie to postaram się napisać też co u mnie słychać:)
Wiec mieszkamy na razie(do docelowego mieszkania przeprowadzimy się za ok tydzień) w DUŻYM 15 piętrowym akademiku(opiszę go jutro). Czas mija raczej sielankowo(wczoraj i dzisiaj). Wstajemy ok 11(w warszawie jest wtedy 17), mój organizm na razie jest nieprzestawiony i raczej świruje jeśli chodzi o spanie(np teraz jestem raczej senny). W ciągu dnia chodziliśmy po mieście. Ponieważ generalnie na dworze jest gorące i nie miłosiernie pranie! To raczej przechodzimy od miejsca z klimatyzacją do miejsca z klimatyzacją(wszędzie jest włączona na tak niską temperaturę że razem z dziewczynami noszę ze sobą sweter). Wczoraj dzień minął nam na poszukiwaniu NORMALNEGO sklepu - USA vs. POLSKA 1:0 - nie udało nam się go znaleźć. Tu wszędzie są knajpy, fast foody ale niema normalnych sklepów - to naprawdę jest nie pojęte. Jest oddalony Wall Mart ale za daleko żeby tam dojść piechotą a komunikacja miejsca jest znikoma (wszyscy mają samochody) no nic dzisiaj będzie dogrywka. Wieczorem oglądaliśmy Housa (dzięki Piotruś:) a potem trochę czytania i do spania.


Dzisiaj byliśmy w kinie.
Julie&Lulia - z Meryll Streep w roli głównej - sielankowy i dla mnie(zastrzegam że jestem facetem) momentami nudny, ale rola Meryll - pełna klasa dla tego polecam serdecznie zwłaszcza na poprawę humoru - szalenie pozytywna opowieść.

Zakończę serdecznymi pozdrowieniami dla JOLI :)

ps
zapraszam do komentowania - napiszcie czego brakuje na blogu - czekam na pomysły

ps 2
coś się kopie z rozmiarami napiszcie czy wszystko wygląda ok u was



Witam was Bardzo serdecznie na moim blog-u :)
to tyle z formalności.

Wiec podróż była DŁUGA!
Chce napisać żę dla mnie było to niezłe przeżycie - pierwszy raz leciałem samolotem.
Najpierw śmiesznie małym z Warszawy do Amsterdamu - miałem fajną miejscówkę koło okna jak co druga osoba - dwa rzędy po 2 osoby. Głosy o obrzydliwym jedzeniu na pokładzie były wysoce prawidłowe- byłem tak głodny że zjadłem wszystko:)

Po 30 minutowym biegu na lotnisku w Amsterdamie (przylot z jednego końca a odlot z drugiego) wsiedliśmy do dużego boeinga 767:) ten był cool a United Airlines serwowało jedzenie na jakimś poziomie (mikrofali:P ale mieliśmy małe telewizorki więc odświeżyłem sobie Volwerina i obejrzałem Seventeen Again.

Po 8 godzinnym locie wylądowaliśmy na lotnisku a Waszyngtonie. Na lotnisku nie mogłem się powstrzymać przed z próbowaniem kuchni regionalnej - polecam każdemu kto nie brzydzi się tłuszczu frytki i burgery z "Five guys". Z stamtąd miniaturowym samolotem śmigłowym (dla odmiany po odrzutowcach) na lotnisko w Charleston - samolot był kapitalny 37 miejsc w sumie - rzucało go jak łódkę w trakcie sztormu - podobno nasze lotnisko docelowe słynie z turbulencji :) zdjęcie samolotu w górnym rogu:)

Na lotnisku czekał na nas Dr Wyatt w raz z żoną i samochodami które nas przewiozły do akademika (na razie tylko tymczasowego lokum)

Wypadało bym żeby odniósł się do tego co zastałem na miejscu - zrobię to jutro :) (ze względu na różnicę czasu post może ukazać się u was nawet w niedzielę)
Jednym słowem amerykanie i to co ich otacza jest OGROMNE.

OGROMNIE ZAPRSZAM DO KOMENTOWANIA