poniedziałek, 19 października 2009


Coś mi nie idzie regularne pisanie postów:/ troche dupa.
Postaram sie poprawić...

W ostatni weekend byłem z Wes-em(a niech mu tam napisze o nim później więcej) Kwema(dziewczyna z Trynidad ów i Tobago) Adamem (przyjaciel Wesa) i Amerykanka(ze względu na to że jest mało ważna nie podam jej imienia - bo co:D) pojechaliśmy do Morgantown . Jest to miasto niewiele mniejsze od Huntington i siedziba głównej konkurencji MU - WVU (West Virginia Uniwersity). A to tu nadmienię że w rankingach mój kochany MU jest wyżej :D

Wycieczkę rozpoczęliśmy o 9.00 (udało mi się zasnąć o 4.30 wiec byłem ledwo żywy w podróży).
W drodze trochę podgalaliśmy i pośmialiśmy, a zjedliśmy zdrowe śniadanie w Mc Donaldzie(nawet chyba nie było naprawdę niezdrowe). Na miejsce dotarliśmy o 12.00 - naszą bazą wypadową był apartament siostry Wesa(Cassi - czadowa laseczka - będzie o niej później). Głównym powodem naszej wizyty był mecz pomiędzy MU a WVU. Nasza drużyna zwykle przegrywa (i tym razem tak się stało). nie weszliśmy na stadion - początek gry śledziliśmy z przed stadionu - Amerykanie zawsze grillują przed meczem - stadion i parking wyglądał jak Jarmark Europa - stary dobry Dziesięciolecia) Istny tłum ludzi. W USA tak jak w Polsce obowiązuje zakaz spożywania napojów alkoholowych w miejscach publicznych - różnica jest taka że tam to prawo jest egzekwowane. Wyjątek stanowią okolice stadionu w dniu rozgrywek. Stąd tradycja picia przed meczami i w trakcie - nawet jak ktoś nie wchodzi na teren stadionu. Ponieważ było nie miłosiernie zimno wróciliśmy do domu Cass i mecz podziwialiśmy w telewizji. Po obiedzie na mieście - wywędrowaliśmy na klubową ulice Morgantown. I tu mała dygresja odnośnie topografii miasta. Huntington posiada standardowe proste ulice (pionowe Avenue i poziome street). Campus miesci sie piec minut drogi od centrum - generalnie wszędzie jest blisko. W mieście WVU które jest zbudowane na pagórkach topografia chociaż moim zdaniem ładniejsza jest niepodważalnie mnije praktyczna - przemieszczanie się z jednego końca na drugi koniec miasta zajmuje sporo czasu(pomimo dobrej komunikacji miejskiej - z tramwajem automatycznym na czele). Ciekawa jest natomist ulica "klubowa" znajduje się przy niej mnóstwo klubów barów pubów i innych przybytków wszelkiej rozkoszy;) Fajne jest to że przez tak duża koncentracje ulica wygląda jak nasz nowy świat a do tego żyje nocą (tej nocy żyła do przynajmniej 4). Do klubu poszliśmy zasadniczo we trojkę(Kwema doszła później) - Wes, Adam i Ja. Dawno się tak nie wybawiłem - Wes nad wyrywanie panienek przedkłada szaleństwo na parkiecie (wygłupianie się:) . Dla mnie BOMBA!! - Będę dobrze wspominał ta wycieczkę. Do domu wróciliśmy po 6h snu.

Persona dramatu:
Wes - ponieważ tutaj jest z pewnością najbliższa mi osobą (a przyokazji spędzam z nim sporo czasu) napisze o nim troche. Generalnie to poznałem kolesia przez Reachel (znajoma Amerykanka) - z w trakcie imprezy kiedy była pijana przedstawiała nas sobie 2 razy - za każdym razem mówiąc że ma poczucie że się dogadamy. I w sumie to miała rację - chodziym 3 razy w tygodniu na siłkę i basen do tego dochodzą zakupy itp. A od teraz i imprezy. Generalnie to uważam że gościu jest czadowy. Z charakteru przypomina trochę Mnie (podobne wartości, styl bycia - typ niespinający się) trochę Piotrka Socjusza(raczej nie jest gadułą - ale to typ super przyjaciela) - piękna definicja od future psychologa. A dodam że jest niezłym playboyem .Wes wyróżnia się na tle amerykanów - jest dużym indywidualistą - np. słucha techno - bo tu nikt go nie słucha, ma dłuższe włosy - tu też to rzadkie. Ubiera sie zdecydowanie po europejsku (tzn. dobrze - i wyróżniająco) i wygląda jak model (nawet jako facet jestem wstanie stwierdzić że jest mega przystojny) - generalnie mam nadziej że zostanie moim przyjacielem. (w Polskim rozumieniu tego słowa) - a więcej mi się nie chce o nim pisać
z kolei jego siostra - sądząc po bracie można by sie spodziewac szczuplutkiej mega blond laski. a to normlana niespinajaca się naprawde fajna dziewoja.

niedziela, 4 października 2009

Kings Island




Zanim przejdę do właściwego tematu postu kilka ogłoszeń:
-przepraszam za ostatni brak regularności w pisaniu postów! Od tej pory posty będę zamieszczał dwa razy w tygodniu w niedziele i środę wieczorem co oznacza odpowiednio że możecie się ich spodziewać w pn i czw rano :)
-zmiana jest możliwa dzięki temu że mam własnego laptop - do pełni szczęścia potrzeba mi teraz tylko aparatu.


W tą sobotę wybraliśmy się na wycieczkę do King Island - parku rozrywki znajdującego się koło Cincinnati (3h jazdy samochodem). Szczęśliwym zbiegiem okoliczności były to też urodziny Agat(jednej z Polek uczestniczących ze mną w programie Atlantis).

Podróż po nieprzespanej nocy. (imprezowaliśmy w piątek do4.00) miała rozpoczać sie o 9.00 z powodu kłopotów z wypożyczeniem samochodu udało nam się wyjechać o 11.45. Po przerwie na zdrowe jedzenie (Mc Donald) dotarliśmy do celu o godzinie 15.00.

Była to moja druga wizyta w tego typu parku w moim życiu - ztąd przeżycia mam naprawdę duże. Do tego tamten park nie mial pożądnych kolejek

Pierwszą atrakcją na jaką się zdecydowaliśmy była Drop tower.
Jest to najwyższy na świecie obiekt tego typu. Cała zabawa polega na podjeździe na wysokość 26 pieter(!!!) i swobodnym spadku z tej wysokości. Powiem że najgorszym momentem jest podjazd po górę. W połowię wysokości spojrzałem najpierw w dół i myślę - ale już jesteśmy naprawdę wysoko. I potem do góry - ale jeszcze daleko. Potem tylko żołądek w gardle i koniec przejażdżki :) - super sprawa!!

Następnie udaliśmy się na Invertigo.
Udało nam się dostać na miejsca na początku wagoniku. Cała zabawa z tą kolejką polega na tym że najpierw jedzie się w jedna stronę a potem dokładnie ta samą drogą się wraca - ponieważ jazda jest dosyć szybka i nie siedzi się tylko bardzie wisi w wagoniku uważam że jest to dosyć fajne przeżycie.

Nest - The racer.
To stary drewniany rollercoaster który odbył już blisko 90 milionów jazd(!!!). Przejazd bardzo sympatyczny w rytmie naszych okrzyków "We are - Marshall". Chociaż powolny i bez większych bajerów to dzięki temu że drewniany - rzucanie na boki robiło wrażenie (jak ostatni osioł założyłem okulary na ta przejażdżkę - złapałem je w locie:D - kiedy spadały mi z nosa)

Next - Flight of fear.
Kolejka znajduje się w zamkniętym budynku. Cała zabawa w niej polega na naprawdę dużym przyspieszeniu i ciekawych zakrętach w środku budynku. Niestety z powodu właśnie owych zakrętów dziś boli mnie szyja :)

Next - Vortex.
Moim zdaniem to standardowy fajny rollercoaster - dużo pętli dużo spadków - naprawdę fajna zabawa!! - chyba jeden z moich ulubionych - też ze względu na to że kolejka idzie w nim niezwykle szybko!

NEXT (Gwiazda wieczoru) Diamondback.
Jest to największy rollercoaster w parku Kings Island. Na mnie naprawdę robił wrażenie - przede wszystkim przez spadek którym rozpoczyna się cała jazda. Oprócz tego wagoniki są skonstruowane w taki sposób że siedzi się przypiętym jakby do krzesła - nie ma się poczucia bezpieczeństwa które dają zamknięte wagoniki (np w Vortexie). Nie powiem na tym się bałem. Ale ubaw był niesamowity!

Last - The Beast.
Moim zdaniem to On jest prawdziwym królem Kings Island. jest to najdłuższy drewniany rollercoaster na świecie. Do tego z powodu zbliżającego się Halloween byl cały zaciemniony. Przejaszczka nie zapomniana. Całości jest drewniana więc konstrukcja mocno się trzęsła. Wjazd do tunelu w środku krzyki. SUPER!! - nie mogłem się tym jednak w pełni cieszyć - byłem totalnie padnięty. Mimo wszystko bardzo ciesze się z ostatniej jazdy!

Park w fajny sposób przygotowuje się do Halloween - Zgaszone światła aktorzy na uliczkach. generatory dymu Armada podświetlanych dekoracji. Całości wygląda naprawę ciekawie i klimatycznie (po zmroku za dnia jest raczej kiczowate).

Oprócz mnóstwa wrażeń udało Mi się zacieśnić więzy z kilkoma osobami z czego ciesze się równie mocno.

Na górze ja z dwoma pięknymi niewiastami (zdjęcie autorstwa Asi P.)
Na dole Diamonback - w całej okazałości (kosztował 22 miliony $)

ps
uważam że to wielka kicha że w Polsce nie ma żadnego parku tego typu :(

ps2
dla ciekawskich ceny:
bilet do parku 29,99$ Wypożyczenie samochodów + bęzyna = 20$
W sumie 50$ - 150zł :)